Do oglądania wyciskaczy łez nie można nikogo namawiać, najlepiej niech każdy sięga po tego typu wynalazki na własną odpowiedzialność. W końcu wzruszać można się na rozmaite sposoby. Problem w
Do oglądania wyciskaczy łez nie można nikogo namawiać, najlepiej niech każdy sięga po tego typu wynalazki na własną odpowiedzialność. W końcu wzruszać można się na rozmaite sposoby. Problem w tym, że nakręcony 8 lat temu dramat "Dwie matki" z Jessicą Lange i Halle Berry w rolach głównych nie wzrusza, nie porusza i chyba w ogóle w pamięć nie zapada. Co więcej, niewiele pomogła mu niezła obsada. Historia czarnoskórej narkomanki, która będąc na głodzie, porzuca na śmietniku swojego małego synka jest kolejną opowieścią o tzw. zwykłych ludziach i ich problemach. Szczęśliwym trafem mały Izajasz, przemarznięty i wygłodzony trafia do szpitala, gdzie zaczyna się nim interesować jedna z pracownic socjalnych. Margaret jest biała (kolor skóry nie jest tu bez znaczenia) i ma udane życie rodzinne - męża i nastoletnią córkę. Okazuje się, że do szczęścia potrzebuje jeszcze czarnego maleństwa, które jest już uzależnione od narkotyków. W atmosferze miłości, którą stwarza mu białą rodzina, chłopiec, chociaż nerwowy, nadpobudliwy i oderwany od swoich "korzeni", czuje się naprawdę świetnie. Sielanka trwałaby dalej, gdyby nie fakt, że jego biologiczną matkę zaczynają dręczyć wyrzuty sumienia. Po drodze wyszła z więzienia i wyrwała się już ze szponów nałogu, postanawia więc odzyskać Izajasza. Obie matki (czarna i biała) wynajmują adwokatów i akcja przenosi się na salę sądową, gdzie prawnicy zadają pytania nie z tej ziemi na temat przekonań rasowych, życia uczuciowego i otrzymują odpowiedzi w stylu "kocham moje dziecko", "to bóg kazał mi tu przyjść". Reżyser nie oszczędził nam również scen, w których mały zapłakany chłopczyk jest brutalnie wyrywany z kochających rąk, albo uśmiechnięty bawi się na dywanie z "dwiema matkami". To film, w którym wszyscy są dobrzy, a jeśli mają jakieś grzeszki na sumieniu, to przynajmniej za wszelką cenę chcą się doskonalić, a na sercu leży im wyłącznie dobro dziecka. Wszyscy więc w jakimś sensie muszą być wygrani. "Dwie matki" pełen jest tego rodzaju uproszczeń, łzawych dialogów i łopatologicznych scen niosących oczywisty przekaz, przy czym wszystko tu jest dopowiedziane do końca. Niemal po każdej sekwencji postawiono kropkę, nie pozostawiając minimalnego pola do interpretacji i wątpliwości kto jaki jest i kiedy trzeba zapłakać. Tak naprawdę w trakcie oglądania trudno nie oprzeć się wrażeniu że wszystko, co widzimy jest kolejnym przypadkowym motywem wpisanym w schematyczny szablon, w dodatku ogranym i wyeksploatowanym do granic możliwości. Po obejrzeniu filmu Stehpena Gyllenhaala pozostaniemy głęboko utwierdzeni w przekonaniu, że matka jest tylko jedna, ale nie zawsze....